Wenanty Katarzyniec. Zwyczajnie nadzwyczajny Sługa Boży
Nie silił się na czyny nadzwyczajne, ale zwyczajne wykonywał nadzwyczajnie – w tym podsumowaniu św. Maksymiliana Kolbego zasadniczo zawiera się cała biografia wyjątkowego franciszkanina. Co takiego miał w sobie ten skromny i niesamowicie pobożny zakonnik, że ponad 100 lat po jego śmierci pamięć o nim nie gaśnie, a tysiące ludzi modli się za jego wstawiennictwem? Kim był ten, który żył według maksymy – Nigdy nie trać najmniejszej sposobności do dobrego?
Miłość będzie wyznaniem wiary naszej przed ludźmi
Wenanty Katarzyniec, a w zasadzie Józef, urodził się na terenie Archidiecezji Lwowskiej w 1889 roku. Od najmłodszych lat był pobożnym, pilnym w nauce i przynoszącym pociechę synem. W 1907 roku wstąpił do klasztoru we Lwowie i tak zaczęła się jego przygoda z franciszkanami, która stała się szybko życiową drogą do zbawienia. Zawsze wystrzegający się grzechów, miłujący ubóstwo, niesamowicie pokorny, uczynny i wierny – tak opisywali go jego bracia i ci, którym udało się go poznać, m.in. św. Maksymilian Kolbe. Jak wspominał:
Po raz pierwszy spotkałem się z nim we Lwowie, przy kamiennym stole w ogrodzie franciszkańskim. Przyjechał on wtedy prosić o przyjęcie do zakonu, a może już był przyjęty jako kandydat. Nie zapomnę nigdy skromności, jaka tchnęła z całej jego postawy. W świeckim ubraniu, około dwudziestu lat, trochę nieśmiały, w ruchach poważny, ale bez wymuszania, w mowie raczej skąpy, ale roztropnie. Spokój upiększający obcowanie z nim wskazywał, że jest on panem samego siebie. Przyszedł do klasztoru z seminarium nauczycielskiego. Nie pamiętam już szczegółów rozmowy, tylko ogólne, dodatnie wrażenie jakie mi pozostało na zawsze z tego spotkania.
Od 1908 roku Józef nierozerwalnie splótł swoją ścieżkę życiową z klasztorem franciszkanów, gdzie przyjął habit i imię zakonne Wenanty. Przez współbraci od początku był uważany za niesamowicie pilnego, gorliwego, przestrzegającego zasad z niespotykaną skrupulatnością. Wielu twierdziło, że już sama rozmowa z nim uszlachetniała. Sam magister kleryków mawiał: Przekonałem się, że świętość jego jest prawdziwa. Był pogodzony z wolą Bożą nawet w czasie swojej choroby – i tak zmarł w opinii świętości.
To kapłan według Serca Bożego – tak mówił o nim proboszcz pierwszej parafii, do której Wenanty został skierowany zaraz po kapłańskich święceniach w 1914 roku. Podobnie jak wyjątkowym studentem był też bardzo szanowanym i podziwianym księdzem, świetnym spowiednikiem i wychowawcą, a przy tym zawsze pozostawał niewiarygodnie skromny.
Modlitwa czyni cuda
O. Wenanty był rozkochany w modlitwie całe swoje życie, także w trudnym okresie choroby. Mimo że przez uporczywe dolegliwości musiał odpoczywać w klasztorach w Hanaczowie i Kalwarii Pacławskiej, nie porzucił spowiadania czy odprawiania Mszy Świętej. Zmarł na gruźlicę 31.03.1921 roku w opinii świętości.
O tym, że modlitwa za wstawiennictwem Sługi Bożego jest niesamowicie skuteczna, przekonały się tysiące osób już od samego momentu jego śmierci. Wiedział o tym także św. Maksymilian, który prosił o pomoc ojca Wenantego w związku z podjęciem się stworzenia nowego miesięcznika „Rycerza Niepokalanej” oraz otwarcia drukarni. Maksymilian wierzył, że to właśnie dzięki pomocy jego przyjaciela udało się znaleźć fundusze na podjęcie tych przedsięwzięć.
Wszyscy sądziliśmy, że rozpoczęcie wydawania miesięcznika z początkiem Nowego Roku jest niemożliwe. Nawet jeden z ojców tak się wyraził: „Gdyby miesięcznik był na styczeń, to byłby cud, a ponieważ cudu nie będzie, więc i na styczeń czasopisma nie będzie”. Zwróciłem się wówczas do kleryków i powiedziałem: „Módlcie się do Matki Bożej za przyczyną O. Wenantego, by miesięcznik mógł wyjść już w styczniu.
Jeżeli Rycerz wyjdzie w styczniu, to będzie sprawa Ojca Wenantego. I sam nie wiem, jak się to stało, ale pierwszy numer ukazał się rzeczywiście jeszcze styczniu. Uważałem więc za miły obowiązek zamieścić w tym numerze jego podobiznę i skreślić kilka słów o nim, zaznaczając zarazem, by on patronował temu pismu.
Liczne łaski wypraszane za wstawiennictwem ojca Wenantego rosną z roku na rok, o czym świadczą świadectwa pozostawiane przez pielgrzymów w Kalwarii Pacławskiej.
Nie każdy może czynić rzeczy nadzwyczajne, ale każdy może spełniać swoje obowiązki – to przesłanie o. Wenantego, które dla każdego z nas może stać się cenną lekcją.
5 myśli o. Wenantego Katarzyńca, które Cię zainspirują!
- Miarą wielkości człowieka musi być coś takiego, co by go czyniło wielkim w oczach wszystkich: bogatych i ubogich, dobrych i złych, uczonych i prostaczków.
- Pan Bóg prowadzi człowieka powoli do coraz większej doskonałości, uwzględniając zwykle różnicę osób i wieku.
- Pamiętaj, że świętość naszego życia polega na czynach zwyczajnych, że doskonałe wykonywanie zwykłych czynności zbliża nas do naszego celu, a niedoskonałe – oddala.
- Bóg w nas podtrzymuje tętno serca – Bóg nas nosi niejako na rękach – i jakżeż teraz wytłumaczyć obojętność względem tego nieskończonego Dobroczyńcy?
- Miłość okazuje się w dobrodziejstwach. Bóg nas dobrodziejstwami obsypał. Dary natury: dusza i ciało, zdrowie, używanie zmysłów, pożywienie, odzienie, rodzice, dobrodzieje, szczególniejsze zdolności – wszystko zawdzięczam Bogu. A tych darów udziela mi Bóg już od dziesiątków lat, co godzina, co moment.
Jeśli chcesz poznać bliżej o. Wenantego, to zapoznaj się z naszymi licznymi książkami poświęconymi właśnie jemu: kliknij TU!