"W obliczu śmierci nic się nie kończy, ale wszystko zmienia". O stracie, nadziei i życiu Ewa Liegman
Boisz się śmierci? Przerażają Cię aktualne wydarzenia na świecie? Nie wiesz, w jaki sposób odnaleźć spokój i radość ducha? Na rynku pokazała się książka, która jest spotkaniem na granicy śmierci i życia. Jeżeli odważysz się przyjąć zaproszenie, Twoje życie nabierze jeszcze większego sensu.
Usiądź pod drzewem figowym z autorką "Spotkań pod drzewem figowym" Ewą Liegman, która na co dzień prowadzi hospicjum dla dzieci i centrum wsparcia po stracie.
Zdradzi nam pani jedną historię, która znajduje się w książce, a która najbardziej panią poruszyła?
Każda z przypowieści jest zbiorem wielu spotkań, doświadczeń właśnie na tej cienkiej granicy życia i śmierci, dlatego są dla mnie niezwykle cenne. Z wielkim uśmiechem myślę o małej Odwlutce, która udowadnia całą sobą, że wszystko jest „odwrotnie niż myślimy”, a więc postawione na głowie. Uwielbiam pierwszą historię, w której Doktor Paw zostaje rozbrojony własną bronią przez nastoletnią, bardzo chorą dziewczynę. Mocny ślad i w moim życiu ma Pani Salowa, która wiedziała, co robić, gdy ciężko chory chłopiec został zupełnie sam, a i młody mężczyzna, który miał dziecko wiele lat, ale stał się ojcem dopiero, gdy je stracił. Polecam z każdą historią usiąść w ciszy, w samotności i nie spieszyć się, czytając. W końcu to spotkanie na szczycie.
Dlaczego figa i dlaczego spotkanie?
Figowiec to dla mnie niezwykle wymowny symbol, wskazujący w wielu kulturach na znaki przemijania, kluczowych momentów w historii konkretnego człowieka, a i całej ludzkości. Na kartach Biblii wielokrotnie spotykamy się pod drzewem figowym, a i okoliczności zazwyczaj są wstrząsające. Figowiec był świadkiem wygnania pierwszych ludzi z raju, bo to właśnie listkiem figowym zakryli swoje ciała. A jednocześnie figi są wyjątkowo słodkimi owocami, tak jakby właśnie pod trudnymi doświadczeniami krył się skarb nie z tego świata.
A dlaczego spotkanie? Hospicjum Pomorze Dzieciom nauczyło mnie, że jedno spotkanie może całkowicie odmienić nasze życie. Byłam świadkiem przemian wielu ludzi właśnie tutaj, w miejscu, gdzie w obliczu śmierci nic się nie kończy, ale wszystko zmienia. Dzisiaj zapraszam do tego spotkania ciebie.
W książce spotykamy się z bohaterami, którzy tracą życie w różnym wieku. Są śmierci po ludzku nie do przyjęcia, a i z nimi spotykamy się na kartach książki. To wymaga odwagi od pani i od odbiorcy…
Śmierć jest tajemnicą, a jednocześnie najbardziej uniwersalnym doświadczeniem dotykającym wszystkich ludzi na całym świecie, jednym z najintymniejszych momentów. W hospicjum nauczyłam się zadawać sobie trudne pytania. Bez próby poszukiwania odpowiedzi tracimy szansę na uświadomienie sobie ważnych spraw. Jeśli w porę wyruszymy w tę podróż, może rzadziej będziemy słyszeć: „gdybym wiedział, że zostało mi mało czasu, inaczej bym żył”.
Wiele osób całe życie ucieka przed rzeczami, które są dla nich trudne. Ale gdy śmierć jest blisko, nie jesteśmy w stanie nigdzie uciec. Uświadamiamy sobie, że mieliśmy czas, żeby pozałatwiać rzeczy z samym sobą i nigdy tego nie zrobiliśmy, nie odważyliśmy się, nie zmobilizowaliśmy. W dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się świecie, wypierającym śmierć na wiele sposobów, trudno nam po prostu, zwyczajnie BYĆ obok kogoś, kto cierpi, nie spełnia naszych oczekiwań, jest niewygodny, kto wchodzi pod tę stromą górę straty, zmagań, doświadczeń. A przy tym wiele osób skarży się na samotność, brak zrozumienia. Rozpadają się relacje nawet zanim przychodzi trudna próba. Szczególnie śmierć dziecka jest trudnym doświadczeniem już w samej rozmowie, właśnie dlatego rodziny jej doświadczające zostają zwykle zupełnie same. Dzisiaj świat już nie mówi, a krzyczy, że nie da się niczego zrobić w momencie postawienia ostatecznej diagnozy. Stąd bezcenna rola zespołów hospicjów dziecięcych, za które bardzo dziękuję, bo zmieniają świat.
Pisze pani o stolarzu, dziecku, staruszce, młodej matce na porodówce, śmietnikarzu, a czytelnik w niewyjaśniony sposób utożsamia się z każdą z tych postaci, jak pani to robi?
Nie często przeczytamy na pierwszych stronach gazet, w social mediach, że mało kto z nas jest dumny ze swojego życia, ale to właśnie w obliczu śmierci uderza najmocniej. Ta książka właśnie po to została napisana, byś zrozumiał, że wszystko, co możesz zrobić, to pokochać swoją drogę taką, jaka ona była.
Śmierć zrzuca wszystkie maski, łamie serce, a przy tym otwiera nowy etap. Spotkanie z nią, rozmowy na pewno oswajają, budzą do życia, jednak nie od razu zabierają ból i wszystkie ciężary, które trzeba dźwigać. Najtrudniej przyjąć fakt, że nie uciekniemy od cierpienia: fizycznego, psychicznego i duchowego. To właśnie umieranie pokazuje, że jesteśmy do siebie bardzo podobni, pomimo wielu różnic, z którymi borykamy się całe nasze życie, wytaczamy argumentacje, walczymy, spieramy się. Może właśnie dlatego przypowieści o śmierci tak bardzo dotykają wnętrza czytających i są jak lekarstwo na zakopane rany serca.
Nie ma takiej historii życia, która byłaby już na tyle przegrana, że nie można zwyciężyć. To pewność, którą wyniosłam ze spotkań z umierającymi, a i z więźniami, którym opowiadamy o idei hospicyjnej. Zawsze mówię więźniom: „kto dużo zaprzepaścił i stracił, tym więcej może odzyskać i tym bardziej sukces będzie spektakularny”. Mam przed oczami wiele historii ludzi, którzy właśnie w takich momentach zdawałoby się „nie do odkręcenia”, wygrywali swoje życie.
Wbrew pozorom w pani przypowieściach jest więcej życia niż śmierci. Czy śmierć uczy nas, jak żyć?
Wystarczy zadać sobie jedno proste pytanie: jakbym spędził ostatni dzień mojego życia? Śmierć otwiera zupełnie nową perspektywę, kontaktuje nas bezpośrednio z naszym pragnieniami, z tym co było dobre i złe, a więc z prawdą o nas samych. Dlatego tak bardzo ważne jest, by w tej drodze umierania, przygotowania do śmierci, nie przestać iść, a więc wciąż zadawać sobie trudne pytania, szukać lekarstw na ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny, duchowy. Bo to właśnie osoby poszukujące docierają do prawdy. Zdarza się, że w obliczu takich doświadczeń tracimy wiarę, a z drugiej strony są ludzie, którzy odnajdują w podobnej sytuacji miłość Boga. Sama często odkrywam, że deklaruję się, jako osoba wierząca, a zastygam i kostnieję w poglądach. Śmierć i wszyscy Podopieczni uczą mnie tego, by wciąż schodzić w dół swojego serca, odkrywać siebie i sens wszystkiego, co nas spotyka. Dużo czytać, myśleć, myśleć, myśleć, zgłębiać i odnajdywać harmonię między rozumem, tym co intelektualne, umysłem, psychiką a światem uczuć, głębią duszy.
Czytając historie, trudno powstrzymać wzruszenie. To codzienność w hospicjum i w centrum wsparcia po stracie?
To droga pod bardzo stromą górę! Na wytrwałych i umiejących czekać na koniec historii czekają nieprawdopodobne widoki. Przypowieści powstawały również z wielkim wzruszeniem, bo pokazują, że nawet najtrudniejsze rzeczy, w których czasem nie dostrzegamy logiki, mają sens. W Starym Testamencie lubię opis stworzenia świata. Tam jest napisane, że Bóg, stwarzając świat, rozdzielał, rozrywał: światło od ciemności, noc od dnia, niebo od morza. To było ciągłe rozerwanie, jakby ciągły kryzys. I tak widzę tutaj towarzyszenie człowiekowi w kryzysie, w momencie, w którym się rozrywamy. Zawsze jest wtedy taka pokusa, żeby się zasklepić jeszcze bardziej, bo to za bardzo boli, ale też przy okazji złamania, wypływa z nas wszystko, co trudne. Trzeba wtedy mieć przy sobie, mądrego, zaprawionego w boju człowieka. Warto być ciekawym życia i odkrywać sens nawet tam, gdzie go nie ma, zwłaszcza w brakach, w słabościach. To w te miejsca najprędzej wpadnie światło. Kto wie, być może spotkania pod drzewem figowym będą pomocne?
Bohaterowie przypowieści tracą życie w różnych okolicznościach. Wielu ludzi dzisiaj chce nagłej, bezbolesnej śmierci, czy ona rzeczywiście jest łatwiejsza?
Żałoba jest drogą, która wymaga czasu. Zatrzymania się. Przeżywania wszystkich jej stanów. Nauką czułości wobec siebie i bliskich. Najtrudniej jest nam trwać i wytrwać ze sobą samym w tym doświadczeniu albo obok cokolwiek się wydarzy. Przetrzymać łzy, wybuchy gniewu, krzyku, cierpienia, które rozrywa duszę. Osoby trafiające pod skrzydła specjalistów w centrum wsparcia po stracie wyposażane są w narzędzia niezbędne do tej długiej drogi, stwarzają przestrzeń do odkrywania siebie w stracie, a przy tym relacji, która nie kończy się w momencie śmierci. Chcielibyśmy umrzeć nagle i szybko, a potem okazuje się, że śmierć niczego nie przerwała, a jej okoliczności są ważne i zostawiają głęboki ślad. Wielkim bólem jest osamotnienie, brak możliwości załatwienia spraw, odkręcenia gorzkich słów, myśl czy bliska mi osoba w momencie śmierci była przygotowana, gdzie teraz jest jej część. Tak trudno nam w dzisiejszym świecie przeżywać żałobę, otrzymywać wsparcie od rozpędzonego społeczeństwa. A szkoda… bo to od nas, dorosłych, dzieci uczą się, jak PRZEŻYWAĆ kryzysowe sytuacje, nie tłumić emocji, a więc spotkać się ze sobą samym w prawdzie. Szczególnie w dzisiejszym świecie chcemy rezultatów na już, a żałoba trwa, a im bardziej ją tłumimy, tym droga się wydłuża. Najwięcej czułych słów słyszę na cmentarzu, kiedy kończy się historia małżeństwa, trudnych, połamanych relacji. Nie do zniesienia matka zmienia się w mamusię na wstęgach, niełatwy w kontakcie ojciec, tatusiem, za którym będziemy tęsknić, choć nie lubiliśmy się całe życie. Śmierć, zabierając osobę bliską, odsłania wszystko to, na co nie zwracaliśmy uwagi. Żałoba uczy wdzięczności i przyjmowania siebie z tym wszystkim, czego nie mogę już nadrobić, a przy tym pomaga pokochać utraconą osobę na nowo, pozałatwiać niezałatwione sprawy, spróbować przebaczyć. W Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja uczymy się budowania relacji na głębszym poziomie, o czym również wiele znajdziemy w spotkaniach pod figowym drzewem.
"Spotkania pod drzewem figowym" to zbiór przypowieści o cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Chłopiec o wielkich oczach, dziewczynka, której nikt nie chciał, uśmiechnięty staruszek i babcia Hania. To tylko niektóre anioły z przypowieści snutych pod drzewem figowym. Uczą, jak oddychać, jak kochać, jak się uśmiechać, jak żyć i umierać. Poznaj ich historie (kliknij TUTAJ)