5 miejsc, które warto zobaczyć!
Świat jest jak książka.
Ci, którzy nie podróżują, czytają jedynie pierwszą stronę.
św. Augustyn
Wybór miejsca, które chcemy odwiedzić, nieraz przynosi wiele trudności, a czasem prawdziwa podróż jest zwyczajnie niemożliwa. Osobisty przewodnik po miejscach niezwykłych Piotra Bielenina to nie tylko źródło wielu podróżniczych inspiracji, ale także sposób na doświadczenie dźwięków, zapachów, kolorów, które otaczają autora w czasie jego wędrówki, na którą zaprasza też Ciebie!
1) JEROZOLIMA
Miasto-marzenie wielu ludzi, szczególnie wierzących, którzy chcą choć przez chwilę stanąć na tej ziemi, po której chodził sam Zbawiciel.
„Czy sam pan pakował bagaż?”. „Tak”. „Czy od tego momentu miał pan bagaż zawsze przy sobie?”. „Tak”. „Czy jakaś osoba nie dała panu jakichś zapakowanych przesyłek do przekazania?”. „Nie”. „Czy nie ma pan broni, materiałów wybuchowych lub innych niebezpiecznych?”. „Nie”.
Kolejny raz słyszę te same pytania i udzielam tych samych odpowiedzi. Jeszcze szczegółowa kontrola bagażu (notuję sobie w pamięci, że umieszczanie na wierzchu bielizny nie było najlepszym pomysłem, bo niekoniecznie cała pielgrzymka musi ją podziwiać) i wreszcie można oddać walizkę, a potem ustawić się w ko-lejce do samolotu. Lecimy czarterem, izraelskimi liniami. Z ciekawością jem, chyba pierwszy raz w życiu, koszerne jedzenie. Nawet smakuje. Nad ranem lądujemy w Tel-Awiwie i autokarem wyruszamy do Jerozolimy.
(…)
Docieramy do bazyliki Bożego Grobu nazywanej także „Bazyliką Zmartwychwstania”. Oprócz Bożego Grobu znajduje się w niej także miejsce ukrzyżowania Pana Jezusa czyli Golgota. Jest dla mnie zaskoczeniem, że te miejsca znajdują się tak blisko siebie, zaledwie o kilkanaście metrów. Czuję wielkie wzruszenie i zatapiam się w modlitwie. Otoczony zapachem kadzideł i palących się lampek oliwnych nawet nie próbuję wyobrazić sobie tego miejsca w tamtym czasie męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. Najważniejsze, że to właśnie tu objawiła się nieskończona miłość Boga do człowieka. Nie tylko patrzę i chłonę zapachy, ale tam, gdzie to możliwe, dotykam rękami miejsc naszego zbawienia.
2) RZYM
Kogo choć raz w życiu nie kusiło Wieczne Miasto? Miliony turystów odwiedzają antyczne ruiny, Piotr Bielenin spogląda na nie jednak w niecodzienny sposób – oczami św. Maksymiliana Kolbego.
16 października udajemy się do Casa Kolbe. To klasztor leżący przy Palatynie, ze wspaniałym widokiem z tarasu na Forum Romanum i Kapitol. To był dom Maksymiliana w czasach studenckich, tu mieściło się Kolegium Teologiczne św. Bonawentury – Seraphicum. To tu właśnie w tym dniu, w roku 1917, zostało założone Rycerstwo Niepokalanej. W celi zakonnej, gdzie miało miejsce pierwsze spotkanie, znajdują się pamiątkowe portrety siedmiu założycieli, wśród nich św. Maksymiliana. W gablocie jest również jego habit i odręcznie spisane przez niego zasady nowego stowarzyszenia. Po obejrzeniu klasztoru idziemy do kaplicy, tej samej, która służyła w przeszłości studentom kolegium. Msza Święta sprawowana jest po włosku, ale części stałe śpiewane są po łacinie, VIII Msza de Angelis. Śpiewam więc głośno i z zapałem znane mi słowa i melodie. Zwłaszcza trzykrotne Agnus Dei. Jakie jest więc moje zdziwienie, gdy jeden z włoskich braci pyta cóżem to śpiewał przed Komunią świętą. Jak to co? Agnello di Dio (wł. Baranku Boży). Aaaa. Ale to przecież wymawia się Ańjus Dei. I tak w sposób gwałtowny i mało przyjemny dowiedziałem się o niuansach wymowy łacińskiej w poszczególnych krajach.
3) ASYŻ
Każdy z nas ma w życiu takie miejsca na ziemi, które są jego, w których czuje się najlepiej, które pozwalają mu osiągnąć harmonię z otoczeniem. Takim miejscem dla autora jest kolebka myśli franciszkańskiej – Asyż.
Po żadnym innym mieście nie wędrowałem tyle w wyobraźni. Czytając książki Romana Brandstaettera i Ewy Szelburg-Zarembiny, razem z Franciszkiem i Klarą przemierzałem wąskie uliczki, zatrzymywałem się na placach i modliłem w kościołach. Choć albumy czy przewodniki były wtedy nieliczne, to jednak bardzo mi to ułatwiały. Wydawało mi się, że znam każdy zakątek tego miasta i nie jest ono w stanie niczym mnie zaskoczyć. Kiedy dotarłem tam po raz pierwszy, zobaczyłem, jak bardzo się myliłem. Zresztą przy kolejnych okazjach ponownie się o tym przekonywałem.
(…)
Jak w domu
Późna pora sprawia, że w kaplicy jest zaledwie kilka osób. Klękam i modlę się przez chwilę przed ołtarzem, potem jednak klękam z tyłu kolumny, opieram głowę o kratę i teraz jakoś ta modlitwa sama płynie. Czuję bliskość św. Franciszka, nie tylko tę fizyczną, ale przede wszystkim tę duchową. I choć jestem tutaj po raz pierwszy, to tak, jakbym wrócił do domu. Niestety zbliża się pora zamknięcia świątyni i musimy opuścić grób. Jeszcze tylko na schodach na półpiętrze vis-àvis sarkofagu św. Franciszka zatrzymujemy się przy następnej kracie, za którą znajduje się mała miedziana trumienka ze szczątkami Jakobiny z Settesoli, bogatej rzymianki, przyjaciółki św. Franciszka i tercjarki franciszkańskiej, którą Święty nazywał „bratem Jakobą”. W jego chorobie wspomagała go, szyjąc dla niego specjalne chusteczki, którymi mógł ocierać łzawiące oczy. Aby ulżyć jego cierpieniu, piekła też dla niego słodkie ciasteczka, zwane mostaccioli. To do niej, czując zbliżającą się śmierć, posłał Franciszek braci, prosząc ją o przybycie i przygotowanie dla niego pogrzebowego całunu. Zwyczajem wielu braci i ja w tym momencie, i za każdym razem potem, kiedy będę schodził do grobu, modlę się za dobroczyńców franciszkańskich, zwłaszcza za kobiety o dobrym, siostrzanym sercu.
4) LIZBONA
Wąskie uliczki, lokalne potrawy, oceaniczne wybrzeże, miejsce wspomnień wielkich żeglarzy i nie-samowitego świętego – Antoniego.
Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj całkiem nieprzygotowani. Nawet bez podstawowych wiadomości na temat miasta, bez wykazu miejsc, które należy zobaczyć. Chcieliśmy tu być, bo to tutaj, w Lizbonie, urodził się św. Antoni. Na całym świecie znany jest jako Antoni z Padwy, a tylko i zawsze w Portugalii – jako Antoni z Lizbony.
Miasto też było nieprzygotowane na nasz przyjazd albo raczej trzeba uczciwie powiedzieć – przygotowywało się na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, które miały się odbyć za trzy lata w Portugalii. Lizbona była jednym wielkim placem budowy, przynajmniej tak ją zapamiętałem.
(…)
Czas ruszać dalej. Na przystanku przed katedrą wsiadamy do tramwaju nr 28. Jazda tramwajem tej linii to ogromna frajda. Mały, żółty wagonik, wykonany z drewna wypełniony jest po brzegi pasażerami. My znajdujemy miejsce przy oknie, w którym nie ma szyby, nie wiem, czy na stałe, czy tylko w czasie lata. Ciekawie zerkamy też do przodu i zza pleców motorniczego widzimy, jak pojazd cierpliwie wspina się po stromych i ciasnych uliczkach. Mija zaparkowane samochody, choć czasami wydaje się, że ich zarysowanie jest nieuniknione.
W pewnym momencie dla kawału udajemy, że chcemy zerwać suszące się w oknie jednego z domów pranie, co budzi ogólną wesołość współpasażerów. Wysiadamy po kilku przystankach, aby z góry podziwiać wspaniały widok na miasto. Następnie zanurzamy się w wąskie uliczki i odchodzimy jak najdalej od tras wydeptanych przez turystów, aby w jakimś zaułku usiąść pod parasolem przy jednym z kilku stolików niewielkiej restauracji. Tu nie słyszy się innej mowy, króluje język portugalski.
5) KRAKÓW
Dla niektórych była stolica Polski, dla innych miejsce wspomnień studenckich czasów i spacerów po Plantach, a dla autora – miasto, w którym znajduje się jego obecny dom. Piotr Bielenin zabiera nas w bardzo osobistą podróż po Krakowie swoimi śladami.
Ta fascynacja św. Franciszkiem musiała mnie zaprowadzić do franciszkanów. Najpierw pojechałem na Kalwarię Zebrzydowską, gdzie w ośrodku powołań wyczytałem, że bernardyni, jeden z zakonów franciszkańskich, są braćmi mniejszymi, cokolwiek miałoby to znaczyć. Przypuszczałem, że nie chodzi o wzrost, bo spostrzegłem już wcześniej paru osiłków w habitach. Wiedziałem, że są i inni franciszkanie w Krakowie, ci od kaset zespołu Fioretti. Może ci są mniejsi, a tamci to bracia więksi, tak sobie wtedy myślałem. Jednak wobec fajnego życia, jakie wtedy szczęśliwie prowadziłem, zostawiłem tę zagadkę do późniejszego wyjaśnienia.
(…)
To niezwykłe, że mieszka się w budynku, którego pewna część pochodzi z XIII wieku, sporo z wieku XV, a re-szta jest niewiele młodsza. Ludzie przychodzą oglądać i zwiedzać, a ty tu mieszkasz, spoglądasz sobie przez okno na Wawel i nie musisz patrzeć na zegarek, bo przecież co godzinę doskonale słychać hejnał. Wystarczy wyjść na Planty i na ulicę Grodzką żeby znaleźć się w tłumie ludzi zmierzających na Rynek czy nad Wisłę. Wystarczy jednak zamknąć okno, przejść po klasztornych korytarzach i usiąść w kaplicy, aby cieszyć się ciszą i samotnością. W tych klasztornych murach jest tyle pokoju i jakiegoś poczucia bezpieczeństwa. I myślę, że nie jest to kwestia odpowiedniej cegły czy tynków. To bracia, którzy w tym łańcuchu dziejów, nieprzerwanie przez prawie osiem wieków mieszkali, modlili się i pracowali w tym klasztorze, zostawili ten pokój.
Podróżuj z nami, nie ruszając się z kanapy! Daj się porwać do miejsc, które poruszają wyobraźnię i serce!
Co znajdziesz w środku książki?
- piękne, kolorowe, cieszące oko zdjęcia,
- dużą dawkę humoru,
- pełno anegdot i lokalnych opowieści,
- opisy, które poruszą Twoje zmysły i pozwolą Ci się przenieść w czasie oraz przestrzeni!
KUP TERAZ! KLIKNIJ TU!